Amazonki z Żyrardowa w Częstochowie. (Amazonki z Żyrardowa)
Amazonki wróciły z dorocznej pielgrzymki do Częstochowy. To czas modlitwy i spotkań w gronie osób po chorobie nowotworowej i tych, którzy teraz właśnie z nią walczą.
Amazonki zwracają uwagę na system i to jak trudno jest dziś chorym żyć i zmagać się z ciężkim schorzeniem.
– Niektóre leki nie są refundowane albo są, ale wyłącznie w przypadku drugiego rzutu choroby – mówi Amazonka z Żyrardowa, 47-letnia Anna.
Niedawno jedna z dziennikarek apelowała do ministra zdrowia o refundację leku którym miesięczna kuracja kosztuje 12 tys. złotych. Minister ogłosił sukces, jednak w konsekwencji trudno o nim mówić, bo refundacja leku miesięcznie wynosi teraz 5700 złotych, resztę musi dopłacić pacjentka, której najczęściej na to nie stać. Wtedy organizowane są zbiórki.
– System zdrowia nie działa tak jak w innych krajach – mówi Anna, zwraca uwagę, że ten lek za granicą jest refundowany a w Polsce nie.
– Chorują coraz młodsi, na forach internetowych gdzie jestem zapisana tygodniowo przybywa kilkadziesiąt kobiet – mówi Amazonka z Żyrardowa Małgorzata.
Są to najczęściej kobiety w wieku od 26 do 37 lat, spada wiek chorujących pań.
– Choroba nowotworowa stała się chorobą cywilizacji – mówi prezes żyrardowskim Amazonek Halina Irzycka.
W prowadzonym przez nią stowarzyszeniu, które działa w regionie jest ponad 30 kobiet.
Przychodzą żeby się wypłakać porozmawiać, dostają rady. Naprawdę warto, bo tutaj mogą się otworzyć, w domu gdzie są dzieci ciężko pokazać słabość.
– To ważna pomoc, jesteśmy dla siebie, dbamy o siebie, wyjeżdżamy na wycieczki ale też wspieramy się z całych sił, organizujemy imieniny, urodziny, dzielimy się wiedzą, każda ma inne doświadczenia – dodaje Halina Irzycka, która przejęła stowarzyszenie po zmarłej Lucynie Koryckiej, wyjątkowej kobiecie, dzielnej i także zmagającej się z rakiem.
Teraz były w Częstochowie ze swoją psycholog.
– Pani psycholog zawsze towarzyszy nam w ciężkich chwilach, organizuje terapie, różne spotkania z technikami relaksacyjnymi – mówi Halina Irzycka.
– Ja swojego raka wykryłam przez przypadek, byłam w ciąży. Kąpałam się pod prysznicem, wymacałam pod pachą guzka, poszłam do lekarza – mówi pani Monika.
Okazało się, że to był już przerzut, a jej rak piersi przebiega właściwie bez guza piersi, to rak ukryty.
Minęło pięć lat od diagnozy, dziś pani Monika apeluje do kobiet by się systematycznie badały i nie lekceważyły pierwszych objawów, bo one same najlepiej znają swoje ciało.
Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 2
0Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.