6 stycznia 2017Przeczytaj Artykuł
Każdą wolną chwilę poświęcają na to, by przyjść do schroniska i pomóc opiekować się przebywającymi tam czworonogami. Wyprowadzają je na spacery, socjalizują, sprzątają, organizują rożnego rodzaju akcje lub po prostu siedzą z nimi w boksie… Wystraszonym i skrzywdzonym zwierzętom chcą pokazać, że są jeszcze dobrzy ludzie.
- „Hienki” bardzo długo przebywają w schronisku. Przez to, co zrobił im człowiek bardzo trudno się z nimi pracuje. Ich właściciel, prawdopodobni e chory psychicznie, prowadził selekcję tych psów za pomocą siekiery. Pozostałe psy nie tylko słyszały, jak je zabijał, ale też to widziały. Nie dziwi więc to, że są skrzywione psychicznie – mówi Malwina Skiba, wolontariuszka ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Żyrardowie, wyciągając „hienkę” z budy i niosąc ją na plac przy schronisku. M.in. tam zaczyna się praca z psami. Trudna, wielogodzinna.
Wbrew pozorom bycie wolontariuszem w schronisku dla zwierząt nie jest takie proste. Trzeba być silnym i to nie tyle fizycznie, co przede wszystkim psychicznie. W schroniskach często bowiem pojawiają się zwierzęta bardzo strachliwe, w ciężkim stanie, okaleczone, maltretowane wcześniej przez swoich właścicieli i agresywne. W pierwszym kontakcie z takim zwierzęciem trzeba być przygotowanym na wszystko. Jak mówią wolontariusze z żyrardowskiego schroniska, pierwsze godziny są decydujące-jeśli wytrzyma się, widząc ból w oczach psa, to się zostanie.
- Cały czas płacząc i rozpaczając nad psami nie pomożemy im. Trzeba być twardym –dodają wolontariuszki. - Ludzie często mówią, że nie daliby rady na to patrzeć. To jest najgorsze podejście. My płakałyśmy wiele razy, ale od naszego płaczu psy ze schroniska nie znikną.
W schronisku jest kilkunastu wolontariuszy, głównie to dziewczęta. Socjalizują psy, inne wyprowadzają je na spacery, kolejne robią zdjęcia do adopcyjnego albumu, by jak najszybciej znalazły nowe i odpowiedzialne domy. Pracy jest bardzo dużo.
- To, że przyjdę tu w wolnym czasie nic mnie nie kosztuje. Dzięki schronisku rozwijam swoją pasję, jaką jest robienie zdjęć. Fotografuję nasze psy. 4 lata temu tu przyszłam z koleżankami i jestem do tej pory – mówi Zuzanna Osińska.
Psy, z którymi systematycznie pracują ludzie zmieniają się na lepsze. Nie widać już tyle bólu i strachu w oczach. Przekonują się do tych, którzy siedząc w kącie kojca lub przy budzie ze smakołykiem, nie dają za wygraną i czekają. Wolontariuszki wspominają psy, które zapadły im w pamięć. Zdaniem jednych były bez szans na socjalizację, ale nie dla dziewcząt.
- Żak „pięknie” pokazywał dziąsła i zęby. A tak naprawdę nie był to agresywny pies, tylko bardzo smutny. Całe życie miał jednego właściciela, a po jego śmierci trafił do nas. Wtedy zawaliło mu się całe życie – opowiada Malwina Skiba.
Z psami, które miały tabliczkę „groźne” , do których nikt nie chciał podchodzić , pracowała Martyna Jakubowska. 4 lata temu przyszła do schroniska po kotka i tu została.
Za swoimi podopiecznymi płakały nie raz. Zdarzało się, że znalazły psy martwe w kojcach czy budach. To było trudne, bo było widać, że pod ich opieką psy się zmieniały. Niestety, nie zdążyły odnaleźć odpowiedniego domu.
-Herman to była moja miłość. Kiedy odszedł, byłam załamana. Przez dłuższy czas nie chciałam pracować z psami - przyznaje Karolina Kozak.
Podobne doświadczenie ma za sobą także Dorota Czaplarska-Okruch. Jak mówi, gdyby nie pracownica schroniska i koordynatorka wolontariuszy - Katarzyna Wrońska - trudno byłoby jej wrócić do pracy ze zwierzętami.
- Dzięki Kasi otrząsnęłam się po śmierci Tigera. Nadal jest tyle zwierząt czekających na moją miłość – mówi za pasją. – Kocham zwierzęta, ich krzywda bardzo mnie boli. Robimy wszystko, by o niej zapomniały. Schronisko jest dla mniej drugim domem.
Za sprawą pracy wolontariuszy, ich koordynatorki Katarzyny Wrońskiej, behawiorystki Agnieszki Widery-Jakubiak , wielu darczyńców, schronisko cały czas się zmienia. Psów jest coraz mniej (kiedy nie było wolontariatu było ich nawet ponad 90, teraz jest około 20).
- Jest duża rotacja psów. Często ludzie chcący od nas wziąć psa pytają nas: czy to wszystko, co macie? My odpowiadamy, że tak. Dla nas to sukces, że psów jest mało. Oby tak zostało – przyznają dziewczęta. Tekst i fot. Monika Duda-Gieryk