– Na tym aucie nie będę mógł powalczyć o wszystko, ale w tej kategorii będzie dużo załóg. Zabawa zapowiada się niezła – w głosie słychać dziecięcą wręcz radość. (Fot. Włodzimierz Szczepański)
Wojciech Koziński z Żyrardowa na lata zamienił wyścigi aut terenowych na rywalizację w biznesie. Teraz po 25 lata od pierwszego startu wraca do młodzieńczej pasji. Nie tylko dlatego, że jako szef firmy ma więcej czasu. Nam wyznaje, że dla… wnuka.
Przypadek sprawił, że rozmowa z Wojciechem Kozińskim zboczyła na zupełnie nieoczekiwany temat. Zaprosił nas do swojego garażu. Na podnośniku w jego firmie stoi zielony samochód. Domyślić się można, że to auto terenowe. Zdemontowane jest maska, odsłonięty silnik. Wojciech Koziński odkupił auto od Słowaków, a miało trafić na Węgry. Karoseria wykonana jest z włókna węglowego, aby zapewnić lekkość. Wnętrze zaś wypełnia plątanina rur, która zapewnić ma kierowcy i pilotowi ochronę. To nie jest tani sport, to był jeden z motorów do rozwinięcia przez Kozińskiego firmy. Adrenalina startów dalej w nim krąży.
– Jak się ścigałem, to było lato mojego życia, działałem tylko myślą o wyścigu. Niezależnie od wyników. Chciałem wracać i walczyć – opowiada z pasją.
Przyznaje, że konkurencje za kółkiem przełożył na rywalizację w biznesie. A zaczynał jako pomoc drogowa…
– Nawet ostatnio odrestaurowałem „motylek” do holowania – śmieje się i dodaje: – Z czasem kupiłem dźwig, jeden drugi. Zmieniałem lokalizacje firmy. I tutaj nam się zrobiło ciasno. Teraz zatrudniam 12 osób i przygotowujemy w kolejnym miejscu oraz małą zmianę profilu. Głowa wciąż pracuje, ale mam za mało rączek. Myślę, że spędzam sen konkurencji.
Wskazuje na widoczny na podnośniku auto, w którym wystartuje.
– Bazą tego auta jest Nissan Pathfinder. Zostało jednak bardzo mocno zmodyfikowane. Właściwie część ramy i dyferencjały, które nie wytrzymują obciążenia mocą tego silnika. I teraz je modyfikuje, a w ślad za tym trzeba zmienić zawieszenie. Jednostką napędowa jest silnik z audi Q7. Standardowo w seryjnych autach o mocy 240 koni mechanicznych. W naszym przypadku są wzmocnione do 320, a do tego specjalna skrzynia biegów, sekwencyjna i amortyzatory po dwa na każde koło – wylicza.
– W 1995 roku zdobyłem licencję kierowcy rajdowego. Ścigałem się przez 16 lat. W dorobku mam tytuł mistrza Polski i jeden wicemistrza – wspomina.
Zamierza wystartować w maju w Rajdowe Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych. Czasu na treningi niewiele zostaje. Dlatego z przyznaje z pokorą, że będzie walczył, ale dobrych wyników spodziewa się w przyszłym roku.
– Na tym aucie nie będę mógł powalczyć o wszystko, ale w tej kategorii będzie dużo załóg. Zabawa zapowiada się niezła – w głosie słychać dziecięcą wręcz radość.
Na relacjach z rajdów widać, że nie mniej ważną osobą od kierowcy jest jego pilot.
– Miałem czterech pilotów i ostatni był najlepszy. To też znana osoba w Żyrardowie. Długo go namawiałem i się udało. To Jarosław Oskiera – mówi.
Na koniec rozmowy wymsknął mu się jeszcze jeden powód, dlaczego postanowił wystartować.
– Dla wnuka – powiedział.
Okazuje się, że jego wnuk ma trochę ponad trzylatka. Auto dziadka jeszcze nie widział.
– Miałem kolegę, niestety nie żyje. Między nami była duża różnica wieku, 24 lat. Mówiłem do niego panie Staszku. Kiedyś mi powiedział, że przestań się wygłupiać, jesteśmy w tym samym wieku, bo się bawimy tymi samymi zabawkami. Dodał, że nie przystoi, abym mówił mu pan. On zaraził pasją swojego wnuka. Ja chciałbym przekazać swojemu. Chciałbym, aby historia się powtórzyła – wyznaje z uśmiechem Koziński.
Włodzimierz Szczepański
ostatnie aktualności ‹Jak oceniasz ten artykuł?
Głosów: 7
2Komentarze
Portal eglos.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wpisu. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe lub naruszające prawo będą usuwane. Zapraszamy zainteresowanych do merytorycznej dyskusji na powyższy temat.
A co mnie obchodzą te artykuły
Ależ Panie redaktorze, hobby tego dziadka jest wysoce nieekologiczne! W innych artykułach walczy Pan o środowisko, a tu taka obsuwa w narracji! Podwójne standardy?